2012.05.05// P. Rączka
Już tylko godziny pozostały do przywitania na lądzie Tomasza Cichockiego, który 1 lipca 2011 roku wypłynął w samotny rejs dookoła świata. Kapitanowi pozostało już mniej niż sto mil do brzegu, a jego znajomi nie mogąc się doczekać spotkania z nim - według pierwszych obliczeń miał dotrzeć w piątek - wypływają mu na spotkanie. Polak spodziewany jest u wybrzeży Francji, w Du Chateau w śródmieściu Brestu.
54-letni Olsztynianin w trakcie całego rejsu napotkał na wiele problemów. Zaczęło się już na Atlantyku - kłopoty z żaglem. Po minięciu Przylądka Dobrej Nadziei, musiał zawrócić do Afryki, bowiem "Polska Miedź" w coś uderzyła, a sam Cichocki został ranny. Gdy zaczął kontynuować podróż wysiadł telefon satelitarny. Po minięciu przylądku Horn, organizatorzy stracili jego pozycje na ponad miesiąc. Dziś już wiadomo, że pomimo wielu przeszkód, rejs będzie można uznać za udany.